Stonehenge nie wciskają kitu. Są jak mechanik, który za uczciwą cenę naprawi każdy samochód, wszystko wiedzący Indianin lub ulubiony barman, co to spłukanemu zawsze postawi jeszcze jedno. Łapią za instrumenty wyluzowani niczym Lebowski i prezentują unikalne zjawisko, jakim jest nie biorący jeńców chill-out. Udowadniają, że można być heavy bez halabardy w dupie.
"Bunch of Bisons" zapewnia godzinną rozrywkę najwyższych lotów. Są riffy, groove i klawisze wiercące dziury we łbie. Zakładam odzież letnią i tańczę.