niedziela, 23 grudnia 2012

Mogłem być Czwartym Rejwenem

Zdarzenia miały miejsce dobrych kilka lat temu, jeszcze przed FFW. Szukałem kapeli i dostałem cynk od znajomego, że zna gościa, co to basisty potrzebuje. Wziąłem numer telefonu, na który wysłałem sms o treści "cześć, jestem basistą". Adresat szybko oddzwonił, przedstawił się jako Orzeł i pierwsze, o co zapytał, to jaki mam sprzęt. Opisałem swoje skromne wyposażenie i umówiliśmy się na miting, ale nie na próbie, tylko wieczorem pod siłownią "Paco".

Orzeł był liderem grupy. wziął ze sobą perkusistę, bo podobno taki najlepiej dogada się z basistą. Przedstawili się trochę niepewnie jako RAVEN. Gospodarz spotkania wyciągnął z kieszeni fleka płytę CD-R opatrzoną wydrukowanym na atramentówce logo oraz kasetę z równie mizernej jakości okładką. Był na niej obraz Beksińskiego. Żarówka zapaliła mi się w głowie od razu, ale nie byłem pewien, czy to właśnie oni są najbardziej obciachową kapelą w Lublinie. Zawsze mylili mi się z White Crow - innymi gigantami lokalnej sceny. Potrzebowałem więcej współrzędnych, żeby odnaleźć się w temacie. Zamiast opisu muzyki usłyszałem, że na występach z nimi można zarobić takie i takie kwoty, że trzeba być dyspozycyjnym na sezon motocyklowy, Juwenalia, Kozienalia, a za darmo grają tylko dla Owsiaka. Potrzebują kogoś, kto będzie CZWARTYM REJWENEM, czyli do picia wódki w busie, walenia panienek, a także przy okazji grania koncertów. Wiadomo, że jak ktoś będzie chciał tankować trochę mniej, to się nie obrażą, ale gdy całkiem odmówi, to to nie przejdzie. Opowiedzieli mi o ich byłym basiście, który jest spoko, ale coraz bardziej odstawał od reszty, bo chciał grać hip-hop.

Wyciągam śmiało rękę po pokazane mi wcześniej "wydawnictwa" i mówię, że dam znać, jak się zapoznam. Okazało się, że nie da rady, bo to są egzemplarze Orła i on nie ma innych i mi ich nie da. Wtedy do ataku przeszedł perkusista, który postanowił opisać mi samą muzykę. Dowiedziałem się, że grają prosto, ale nie zawsze, czasami jest mniej prosto, ale bez przesady, nie jest tak trudno, żeby nie było prosto. Tak czy inaczej partie basu mają pozostać takie, jakie są. Trwałem przy swoim i mówiłem, że potrzebuję nagrań. Wtedy bębniarz zaproponował wizytę w pobliskim monopolowym, bo tam pracuje jego znajomy, który ma magnetofon. Ostre posunięcie, ale idziemy w to. Pomysłodawca poprosił, by zaczekać na niego przed wejściem i poszedł zagadać. Wtedy rejwenowy lider zapytał mnie o nic innego jak... no właśnie, o co mógł mnie zapytać?

Tak, kurwa! Zapytał mnie o to, co sądzę o grupie Dżem. Odparłem grzecznie, że nie jestem fanem ich muzyki, aczkolwiek posiadam należyty szacunek wobec wkładu, jaki mieli w rozwój muzyki rockowej w Polsce. W sumie to już wtedy załapałem, że Raven to jednak TEN najbardziej obciachowy band w Lublinie. Czasu na refleksję nie było. Perkusista wyszedł i zaprosił nas do środka.

Za ladą stał mocno przestraszony typ. Może mu grożono i przystawiano nóż do gardła? We czterech zebraliśmy swoje moce niczym Planetarianie i debatowaliśmy nad tym, czy da się odtworzyć płytę lub kasetę w magnetofonie, w którym działa tylko radio. Wnioski były bezlitosne. Kurwa, chyba się nie da. Nie było nadziei w tej misji, a ja przypomniałem, że jakoś bym się jednak zapoznał z twórczością, którą mam niby grać. Wtedy Orzeł wyjaśnił, że on się zna na motocyklach, nie na komputerach, ale zadzwoni do gitarzysty, który mi podeśle próbki. Wybiera numer i mówi:

- Cześć, Bąbelku. Wyślij nasze trzy najgorsze piosenki na stronę internetową domelius, małpa, o dwa, pe el...
- Na maila, nie stronę - podpowiedziałem.
- Na maila, nie stronę. Tak, trzy najgorsze!

Zapytałem, dlaczego akurat trzy najgorsze. Wyjaśniono mi, że nagrania w ogóle nic nie znaczą, bo sens ma jeżdżenie na koncerty i wspomniane już picie wódki połączone z waleniem panienek. Sprawy chyba nie potoczyły się według ich wymarzonego scenariusza, ale Orzeł nie ustępował:

- Słuchaj, podobasz nam się. Może umówmy się na próbę i tam posłuchasz muzyki?
- Muszę najpierw sprawdzić, co gracie.
- Co, boisz się?
- Tak, nie wiem, czy dam radę zostać Czwartym Rejwenem.

Argumenty się skończyły, temat Dżemu też został omówiony, więc rozstaliśmy się w pokoju. Dzień później dostałem maile z mp3. Posłuchałem i dałem znać, że nic z tego, Orzeł wspomniał, że go to nie dziwi. Tyle naszej wspólnej przygody. Potem znaleźli jakiegoś basistę. Nie wyglądał na takiego, co przed koncertem da radę najebać się jeszcze w busie. Kto wie, może to był ostatni, który próbował zostać czwartym rejwenem. 

Chciałbym pokazać jakieś nagranie, link wrzucić czy coś, ale w sieci pozostały tylko zapowiedzi koncertów z 2009. Zegarmistrz światła purpurowy zostawił w komisie swój wzmacniacz lampowy.


EDIT:

Oni jednak żyją. Zegarmistrz światła purpurowy na rock koncert zawsze gotowy! I nawet mają sponsora.






4 komentarze:

  1. Wspaniałe doświadczenie. Fragment o waleniu panienek i muzyce zespołu Dżem - bezcenny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sfabularyzować, sfilmować i dodawać jako bonusowy dysk do "This Is Spinal Tap"

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra historia.

    [youtube=http://www.youtube.com/watch?v=6AE4pQ2hA_4]

    trolo

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdaje się,że każde miasto ma swojego 'Rejwena' ->
    http://www.youtube.com/watch?v=-nZbUd8GYIQ

    OdpowiedzUsuń